— Nie bij, to boli tak strasznie — błagałam. — Przecież kochasz mię jeszcze — Przecież to wszystko prawda.
Ból dziki — jak gdyby znów się zaczynało tamto —
— Jerzy — Jerzy — — !
Słyszałam łomot straszny. Wywalili drzwi. Wziął mię z ziemi na ręce i nie bił już. Otwierałam oczy —
— Alu — Aleńko — —
Tuż nad twarzą widziałam wielką głowę i oczy krwią nabiegłe, zapuchłe od płaczu —
— Alu, to ja, Julka. Wszystko przenieść trzeba — Patrzyłam na nią chwilę w milczeniu i rzekłam surowo:
— Gdzie Jerzy?
Julka krzyknęła głośno, ale nie wypuściła mnie z rąk. Za nią stał Jan i mówił:
— Obowiązkiem waszym jest dalej prowadzić rozpoczęte przez niego dzieło —
Obejrzałam się po pokoju. Było widno.
— Gdzie Jerzy? — powtórzyłam.
Po chwili milczenia Jan rzekł surowo:
— Nie wolno poddawać się — — —
Więcej nie słyszałam już nic.