Dziś — o godzinie piątej i pół.
Nie śpię, jak ty, jedyny. Zamknięta jestem na klucz w pokoju — sama, jak ty, — i tylko zegarek jest ze mną — żebym wiedziała.
Nie śpię przez całą noc, by przeżyć taką samą, taką samą mękę — chociaż wiem, że nie potrafię. Przez cały czas myślę o tobie, kochany, maleńki mój — i tylko smucę się, że ty nic o tym wiedzieć nie możesz. I tak płaczę, jak gdybym dotąd jeszcze wcale nie płakała i miała wszystkie swoje łzy.
Myślę, że teraz żywy jesteś jeszcze i że to czujesz, o czym nawet oddalonego wyobrażenia ja znieść nie mogę. I o twoich oczach myślę i o ustach — i o tym, że jesteś przecież taki ładny. I pamiętam, że ty nie jesteś takim niezrozumiałym bohaterem z opowieści dawnych, który z uśmiechem pańskim, łaskawym wita śmierć dla idei. Wiem, że jesteś taki zupełnie, jak każdy żywy człowiek, że nadewszystko, że tak ogromnie lubisz życie. I dla tego taka ludzka, taka rzeczywista jest dzisiaj twoja męka, maleńki — i dla tego żałuję tak ciebie, jakbym siebie żałowała.
Patrzę na zegarek — wiem w każdej chwili,