nie lubię pocałunku kobiety, ale Julka stanowi wyjątek. Patrząc na nią, uczę się cenić estetykę mego życia i za to jestem jej wdzięczna. Przytym ona kocha mię bez granic i bez zastrzeżeń.
— Dawno nie byłaś — rzekła serdecznie, prawie bez wyrzutu. — Czy lalka znów się bawi?
— Cóż znowu. Dla czego tak myślisz?... Doprawdy, złe masz o mnie pojęcie.
— A co robisz?
— Marzę, rozpamiętywam, czekam.
— Tęsknisz za mężem?
— Nie, ani trochę. Tak właśnie jest najlepiej.
Nie zdziwiła się. Nic nie wiedząc, rozumie wszystko.
— Nie pisz o tym do niego. Mógłby przyjechać.
Uśmiechnęłam się.
— Mylisz się — nie przyjechałby. Swoją drogą jednak nie napiszę mu tego.
Zamilkła i przez chwilę rozmyślała nad czymś. Potym rzekła:
— Nie wierzę, Alu, by — nawet pod kątem widzenia piękna — można było na życie patrzeć bez zgrozy. — Wracam w tej chwili z dziwnego świata — i życie tymbardziej wydaje mi się brzydkie. I nie rozumiem, jak można je kochać... Jakże śmiertelnie poetyczna i śmiertelnie smutna jest ta epopeja rozczarowań... Leopardi, gorzko ironizujący, jeszcze mniej tragicznym wydaje mi się od Cervantesa...
Wzięła książkę z okna.
— I jaka inna jest miłość tam; jaka słodycz