Kocham ogromnie wszystkie swoje zalety, ale nieskończenie więcej — swoje wady.
Jestem próżna i pretensjonalna bez granic. Zarozumiała jestem i nie potrafię zachwycać się szczerze nikim poza sobą. Nie jestem zazdrosna, lecz jestem zawistna. I to drugie jest gorsze. Zazdrość jest przejawem czysto biologicznej natury. W zawiści zaś jest coś, co poniża piękność duszy, wciąga ją w grę pasji małych i głupich. Nie lubię kobiet piękniejszych ode mnie, choćby zupełnie nie wchodziły mi w drogę. Myśl, że nie jestem najładniejsza, wprost zatruwa mi życie.
Następnie — jestem zmysłowa bardzo — i to nie w sposób ładny — żywiołowo, młodzieńczo. Zmysłowość moja jest sztuczna, abstrakcyjna i nie szukająca wyrazów w życiu.
Czasami — we śnie — całują mię obcy, ładni ludzie. Zawsze jest jakieś tło piękne — gmachy kryształowe, ogrody o drzewach podniebnych i srebrnych fontannach, obce szumne miasta, krajobrazy dziwne. I te wrażenia są stokroć silniejsze, niż wszystkie, jakich doznawałam w życiu lub jakich wogóle byłabym w stanie doznać. I gdy w czasie dnia, pomiędzy ludźmi, przypomnę sobie nastrój