— Nie chcę takiej miłości, tylko takiej, w której jest wyrzeczenie i ofiara —
Zienowicz uśmiechnął się.
— Jest pani dziś kapryśna, jak Andromeda — i równie śliczna...
Surowo zmarszczyłam brwi.
— Będę się starał być dobrym, jak potwór, — dodał prędko. — Proszę powiedzieć, jakiej pani żąda ofiary...
Milczałam, namyślając się. On pochylił się ku mnie.
— Moja miłość dla pani jest sama przez się ofiarą, pani Alu, ofiarą z mojej samotności i dumy — mówił z drżeniem. — Dotąd nie kochałem żadnej kobiety — i nie wierzyłem w miłość. Zależność od pani uczyniła mię niewolnikiem tego uczucia, nad którym zawsze tylko panować umiałem.
— Wiem już — przerwałam, nie słysząc jego słów. — Niechaj pan się stanie takim, jak Jan, jak Książę, Julka — wtedy będę pana kochała...
— Co? — co? — — wtedy?
— Wtedy — będę pana kochała. Bo mogę kochać tylko kogoś, kto mię porywa szlachetnością i wielkością, kto ma w sobie bohaterstwo i wspaniałość. A te wszystkie rzeczy — to nie jest miłość. Chcę ekstazy, zachwytu, prawdziwego ogromnego kochania — nie tego...
Zupełnie cicho — z hamowanego oburzenia — zapytał:
— To pani — naprawdę? — Mnie? —