łka »dusza« tej farsy... To Hennequin ciął nożem tę duszę i zrobił cesarskie cięcie, przez brzuch, psychologiczne harakiri i dusza łka. A Hennequin ma w tej chwili minę profesora psychologii — w szkole dla policyantów, albo w szkole sług. Patrzy, patrzy, potem rękę skrwawioną podniósł w górę i powiada: »ta kobieta cierpi!« — »A, widzisz, że ona cierpi!«, — powiada jedna pani do drugiej pani w audytoryum.
Aż Hennequin odkrył nową prawdę i krzyczy: »kobieta lubi krańcowość, więc jeżeli jest głupia, to już jest wtedy strasznie głupia«. — Brawo! — krzyknęła w tem miejscu cała galerya, która bardzo lubi złote myśli, burzliwe posiedzenia Rady miejskiej i płacz na scenie.
A »najlepsza z kobiet« bardzo się spłakała. Udawała filantropię, aby miała czas dla kochanka; mąż, naturalnie, był idyota, bo inaczej sztuka nie miałaby powodzenia u kobiet. Ale »najlepszej z kobiet« jej dobre serce wyszło na złe, pocieszała wszystkich, więc i dziewczątko, które się zakochało w jej kochanku, przyszło do niej także po pociechę. Proszę sobie wyobrazić tragiczniejszą sytuacyę. Więc biedna kobieta chwyciła się jedną ręką za głowę, drugą zasię przyłożyła do sznurówki, w miejscu, gdzie kobieta nieraz ma serce i szeptała: »boli, och, jak bardzo boli!«
Potem powiedziała kochankowi: »mój drogi,