tora »Naszych najserdeczniejszych«. Na zewnątrz wszystko to wprawdzie wygląda dobrze, snuje się szybko, maszynerya jest lśniąca, wewnątrz jednakże widać sznurkami powiązane tryby i kółka, domorosłym sposobem skonstruowane powikłania. To są ustępstwa z ambicyi dramatopisarskiej na rzecz scenicznego efektu; Kistemaeckers wszystko zrobi, aby efekt wywołać z pod ziemi, aby doprowadzić akcyę sztuki rozmaitymi manowcami na szczyt góry i udawać przed publicznością, że się cały ten sceniczny kram zrzuci za chwilę na złamanie karku w przepaść. Publiczność już zaczyna drżeć nerwowo, czego jednak nie powinien robić nikt doświadczony, bowiem w chwili karkołomnej zjawi się Anioł opiekuńczy, ze skrzydłami już haniebnie wytartemi: — teza moralna i wyratuje cały ten interes od krachu.
Przeto autor sądzi, jest zdania, jest przekonany. Widz nie sądzi, niema jeszcze zdania, nie jest jeszcze przekonany; zaczyna się wtedy mądra zabawa, oparta na bardzo przyjacielskim kompromisie. Autor powiada do widza: jeżeli ja powiem »tak« po raz pierwszy, może pan powiedzieć za swoje pieniądze »nie!« — jeśli powiem po raz drugi »tak!« może pan powiedzieć: »może tak, a może nie!« — jeśli jednak powiem »tak!« po raz trzeci, może pan mówić, co się panu podoba, bo ja bohatera tak czy tak