znalazł po długiem czekaniu szczęście tak wielkie, że się niem udławić można.
»Szczęście Frania« jest to bowiem bardzo wesołe szczęście. Bo najpierw Franio był człowiekiem nieszczęśliwym.
Figura niesłychanie pocieszna z sercem szczerozłotem, a wiadomo, że człowiek, który ma już serce złote, nie ma zasadniczo złota w innej, bardziej popularnej postaci.
Wychował się, bo taki zawsze niestety się wychowa.
Pracował, bo taki zawsze pracuje, — no i kochał się, bo taki zawsze się kocha.
Franio kocha się tedy, serdecznie, całą duszą i całem poczciwem sercem, które przyzwyczajone jednakże do uległości swego pana, również jest uległe, zacisnęło zęby i milczy. Jaki pan, taki kram, a serce to jest kram, choć mocno zbyteczny. Franio wykombinował jednakże w cichości poczciwego ducha, zamknąwszy zapewne oczy, aby nie widzieć własnej bezczelnej odwagi, że przecież człowiek to człowiek i ma jakie takie prawa, choć się nazywa Franio, choć ojcu jego pan Lipowski podarował kiedyś paltot, choć się nim wysługują, choć nadużywają go haniebnie, choć jest dziewczyną do wszystkiego, mimo poczucia swej wspaniałej, męskiej godności.
Brawo Franiu!