Nagle, przed niemi, wróg stworzenia
Zjawia się groźny piekieł duch!
Jak grom piorunu, wichru wycie —
Z siłą, przed którą światy drżą,
Zawołał hardy: «jam wziął życie —
I dusza moja — wróć mi ją!»
Do piersi Stróża przytulona,
Skrzydła Anioła bronią ją —
Dusza Tamary, przerażona,
Modlitwą głuszy bojaźń swą,—
Ach Boże! jakież dźwięki mowy,
To nie kochanek — to nie brat!
Z twarzy mu wieje chłód grobowy.
Spojrzenie — ogień, słowa jad!
Zginęły ślady tej piękności
Taką czarował umysł jej!
To Bóg niewiary, zemsty, złości,
W całej piekielnej mocy swej!
— «Przepadnij, duchu buntowniczy» —
Rzekł anioł, — dzisiaj sądu czas —
Stwórca cierpienia — łzy policzy,
Jej miejsce tylko pośród nas!
Z ziemską powłoką już zrzuciła,
Jakoby liście zimą z drzew —
Kajdany złego — ona była
Wonną — jak białej róży krzew.
Page:Demon (Michaił Lermontow).djvu/49
Jump to navigation
Jump to search
This page has been proofread.
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/2/2f/Demon_%28Michai%C5%82_Lermontow%29.djvu/page49-930px-Demon_%28Michai%C5%82_Lermontow%29.djvu.jpg)